A więc stało się -podjąłem tą niezwykle trudną i śmiałą decyzję w moim życiu o pisaniu bloga !!!
Na pierwszy ogień pójdzie wyprawa w Beskidy roku pańskiego 2008, którą osobiście uważam za najlepszą ze wszystkich czterech (no może druga jej dorównuje):)) Działo się podczas naszego wyjazdu dość sporo- w związku z czym trochę mi zajmie opisanie wszystkich naszych wybryków, które popełniliśmy w ciągu 7 dni :)). Zaznaczam wyjazd był już 2 lata temu (jak ten czas leci) więc mogę popełniać mniejsze lub większe niedokładności - mile widziane sprostowania.
A więc zaczynamy :)
Zebraliśmy się całkiem rano bo o 7:00 na naszym przepięknym dworcu w Skarlandzie w zaszczytnym gronie a mianowicie: Dzidka, Berez, Ufo, Sobót i moja skromna osoba (ekipa może i mała, ale jak się okazało w zupełności wystarczająca do przeżycia ekstra wyjazdu). Tak nawiasem to nie tak rano było ta 7 bo już od 5 oglądaliśmy jak nasi siatkarze kopią ruskich w dupę na Olimpiadzie i troche żal było opuszczać mecz, ale wiadomo wyjazd był priorytetem. Po zebraniu na dworcu od razu przystąpiliśmy do uzupełnienia bagażu wyjazdowego o niezbędne umilacze podróży :) (wiadomo 2 Żubry i spokój) po czym pełni chęci (umilenia podróży) władowaliśmy się do pociągu do Suchej Beskidzkiej.
Podróż minęła w miarę spokojnie i grzecznie (gdzieś za Krakowem postanowiliśmy się wdrapać na półkę bagażową z Berezem, ale był to tylko niewinny incydent) głównie na śmianiu się i piciu zakupionych browarów i jakoś nie dłużyła się tak jak to potrafią podróże Piękną Koleją Polską.
Po przyjeździe do Suchej Beskidzkiej (bez czego ??) sprawnie zmieniliśmy środek transportu na busa, który zawiózł nas wprost pod podnóże Babiej Góry.